28.08.2025
Od lat panował tu intensywny ruch morski. Od wieków tonęły w tym rejonie żaglowce, a później – podczas I i II wojny światowej – także duże stalowe statki i okręty. Ze względu na odległość od brzegu i znaczne głębokości niewielu nurków dociera w te okolice, dlatego wraki pozostają niemal dziewicze.
Na wrakach w pobliżu wyspy Olandia byliśmy wielokrotnie, ale wyprawa na Gotlandię zawsze wydawała się zbyt daleka lub pogoda nam nie sprzyjała. Tym razem wszystko ułożyło się znakomicie. W połowie sierpnia wyruszyliśmy w kameralnym składzie: Tomasz Stachura, Maciej Honc, Bartłomiej Pitala i Tomasz Wciórka, z Łeby na północ Bałtyku. Czasami nocowaliśmy na morzu, by o świcie być już w oddalonej od brzegu lokalizacji, a czasami cumowaliśmy w maleńkich szwedzkich portach. Pogoda sprzyjała od samego początku i wreszcie mogliśmy codziennie odhaczać kolejne wraki z naszej listy „do sprawdzenia”.
Przez osiem dni mieliśmy okazję zanurkować na przepięknych drewnianych wrakach i wyjątkowych, starych parowcach, spoczywających na głębokości od 40 do 103 metrów. Najbardziej liczyliśmy na ten głęboki wrak, mając nadzieję, że trafimy na coś naprawdę niezwykłego. Na dnie okazało się, że to bardzo stary – może nawet 500-letni – drewniak, jednak poza ogromnym rumplem i płetwą sterową niewiele nas w nim urzekło.
Inaczej było w przypadku parowców – zachowały się w pięknym stanie i naprawdę było na co patrzeć. Na szczęście na naszej liście zostało jeszcze kilka pozycji, więc zdecydowanie mamy po co wracać.
W tym rejonie niemal nikt nie organizuje wypraw nurkowych, dlatego coraz poważniej zastanawiamy się, czy w przyszłym roku nie uruchomić kilku rejsów komercyjnych. Dajcie znać, czy zebrałaby się grupa chętnych na tak wyjątkowe, choć wymagające nurkowania!
Autor tekstu: Tomasz Stachura, Baltictech